Wszystko zaczęło się nie tak jak planowaliśmy i wszystko skończyło się dokładnie tak jak zaczęło - przypadkiem.
Miała być … Ukraina. Marzyliśmy o niej już od dawna i czekaliśmy niecierpliwie. Ha! Nawet kupiłem mapę :) …. a tym czasem wzięliśmy się za … remont :) Kto remontował kiedyś kuchnię i łazienkę na raz ten wie, że nie trwa to 3 dni a 3 tygodnie. Zwłaszcza jeżeli jest to remont totalny. Majówka zbliżała się wielkimi krokami a na koniec przybiegła do nas truchcikiem a ja wciąż jeszcze montowałem zmywarkę i uczyłem się regulować zawiasy w nowych szafkach. O silikonowaniu brodzika i kilkukrotnym pakułowaniu różnych zaworów nie wspomnę :)
Nagle zrobił się 1 maja a my wciąż w domu. Hmmm … na szczęście Czechy mamy pod nosem więc były Czechy.
I dobrze się stało!
W Lubawce można chyba tylko przysiąść na ławce. Życie toczy się jakby gdzieś indziej.
A historia nie jedno ma imię na tym końcu świata.
Po wizycie w Lubawce, w końcu .. wjechaliśmy do Czech. Niby to tylko 40 kilometów do kraju naszych sąsiadów a tym czasem tak daleko. Pewnie tak to już jest, że nie tylko pod latarnią najciemniej, ale tego co ma się pod nosem za dobrze nie widać. Spogląda człowiek gdzieś w siną dal zaglądając poza horyzont zamiast popatrzeć pod własne stopy.
A było na co popatrzeć. Choćby na świat bez billboardów. Możecie sobie wyobrazić miasta bez ogromnych reklam supermarketów i kiełbasy za 6.66 zł? Nie? To jedźcie na chwilę do Czech a zobaczycie, że można żyć (i handlować!) nie gwałcąc ludzi reklamami. Cóż to była za ulga i jaki szok, gdy 4 dni później, jakieś 4 (!) metry za granicznym mostem w Zgorzelcu dostaliśmy po zmysłach Castoramą i Kauflandem .
A było na co popatrzeć. Nie tylko na przepiękne drogi obrośnięte drzewami owocowymi w pełnym rozkwicie, ale także na przepiękne, prze-urocze i malownicze …. drewniane domy.
Po raz pierwszy od powrotu z Jedwabnego Szlaku udało nam się wysupłać 5 dni wolnego. Po raz pierwszy od półtora roku mieliśmy urlop. Szok :)
Tym bardziej, że Czechy okazały się czymś przepięknym. Nie tylko dzięki pogodzie, ale wiośnie. O tak. Wiosna była w pełni!
Trochę wystraszeni polskimi drogami wybieraliśmy te jak najmniejsze. Dla własnego spokoju. I znów, niespodzianka. Przez te niemal 400 km i spotkaliśmy na swej drodze nie jedną ciężarówkę, niejednego “tira” i wiecie co? każdy cierpliwie czekał. Nikt nie wymuszał, nikt nie wyprzedzał na chama, nikt nas nie wystraszył swą prędkością i wielkością. Spokojne pomrukiwanie 40 tonowej ciężarówki, która spokojnie toczyła się te 12 km/h za nami pod górkę dodawało na otuchy. Wiedzieliśmy, że nikt naszym kosztem nie będzie się śpieszył.
Ach . .gdyby tak u nas ….
Czego jeszcze byśmy pozazdrościli ? Może tego, że wszyscy (!) spotkani rowerzyści jeździli w kaskach?
wiosna w pełni co ?
A potem … przyszedł czas na Szwajcarię :) Oczywiście czeską i saską choć na tę drugą nie starczyło nam czasu. Well, będziemy mieli powód by wybrać się tan znowu.
Skały, przecudne lasy i wspaniałe ścieżki rowerowe. Gdyby uwierzyć numeracji to mają ich tam ponad 3000!
Do wyboru, do koloru :)
żeby nie było, że nie byliśmy ;)
w góóóóóórę!
.. ale za to jakimi ścieżkami
A potem … była mała pszczoła, która postanowiła wygrzać się na dywanie i przy okazji użądlić Anuszkę w nóżkę :) Tyle tylko, że Anka nie jest z tych co od razu “buuuuu” itd :) Anka wsiadła na rower i pojechaliśmy do Zittau na dworzec DB. Całe 80 km robiąc kilka przerw choćby po to by przeczekać burzę gradową :)
Całe szczęście w Niemczech mają duże i wygodne przystanki autobusowe i było git!
I co? I tyle. Cztery dni wydawały się wiecznością. Już drugiego dnia straciliśmy rachubę czasu i wydawało nam się, że od tygodni mamy urlop. Głowy nam się przewietrzyły a rowery wyszły na spacer.
Pozdrawiamy!
Bitels
Ehh, Robb - pięknie. Niby nic zwykła wycieczka, a jednak fajnie wyszło, tym bardziej że jesteście zapracowani. Poproszę o więcej w miare możliwości :)
Pozdrowienia od Bitelsów.
07-05-2012
Krzysztof
Witajcie Aniu i Robercie!
Powiem szczerze, że po tych wszystkich Waszych wojażach rowerowych i po opisie majówki, ani chybi natychmiast przyszły mi na myśl sparafrazowane (bez cienia złośliwości) słowa końcówki z wierszyka o Koziołku Matołku:
“…i pojechał biedaczysko
po szerokim szukać świecie
tego co jest bardzo blisko.”
Zresztą sam napisałeś: “Spogląda człowiek gdzieś w siną dal zaglądając poza horyzont zamiast popatrzeć pod własne stopy” - więc jestem kryty :-))
A tak na serio, to i Czeska Szwajcaria, jak widać na załączonych obrazkach może być urokliwa i niezwykle wielobarwna. Ponieważ właśnie wróciłem ze Słowackiego Spiszu, a więc trochę z przeciwnego kierunku, ale doskonale rozumiem Wasze zadowolenie z “przewietrzonych głów”!
Serdecznie pozdrawiam - Krzychu z Mikołowa
07-05-2012
Jacek
Piękna wycieczka. Zazdroszczę Wam. Ja już zdązyłem zapomnieć kiedy ostatni raz siedziałem na rowerze. Chwilowo nie mam gdzie go trzymać i musiałem zostawić u rodziców. Mam nadzieję, że na wakacje gdzieś dalej wyskoczę. A co do opinii o Czechach, to zgadzam się w 100 %. Kiedyś pojeździłem kilka dni po Czeskim Raju i byłem zachwycony czeską infrastrukturą rowerową.
09-05-2012
Robb
No .. to wpadło kilka komentarzy :)
Wielkie dzięki.
Jak się uda to będzie ich więcej .. tych wycieczek :-)
I może nawet znów do Czech .. rewelacyjny kraj. Takie nasze “odkrycie pod samym nosem”
:-)
10-05-2012