W drodze z Mashhad do granicy turkmeńskiej, przypadkiem, zajechaliśmy do Robat-e Sharaf (niecałe 7 km od głównej drogi) na chwilę. Tylko po to by zobaczyć starą, 12′o wieczną karawanseraję (pers. karwanseraj - zajazd dla karawan) i pognać dalej do granicy.
To „na chwilę” było zaplanowane, to co stało się „na prawdę” - już nie :-)
Karawanseraja stoi po środku niewielkiej dolinki, wśród krajobrazu niczym z książki-albumu o jedwabnym szlaku i mimo, że jest w połowie ruiną wciąż „robi niezłe wrażenie”. Tuż obok, kilka kilometrów dalej, przebiegają nowe jedwabne szlaki.
Ten asfaltowy, pełen ciężarówek z chińskim, tanim, plastikowym dobrem lub rozbitymi samochodami, które w Turkmenistanie ktoś sprytnie wyklepie.
Ten metalowy, o kształcie rury, którą niedługo popłynie turkmeński gaz.
***
Zanim zaczęliśmy się na poważnie zastanawiać, czy aby, przypadkiem, nie zostać tu na noc przybiegł Reza - młody opiekun tych ruin i … zapytał czy nie chcemy zostać tu na noc. „Oczywiście nie w karawanserai bo tę zamykamy na noc, ale może obok? Z nami?”
Od słowa do słowa, od filiżanki herbaty do filiżanki herbaty, Negahban (starszy opiekun ruin) niemal kzał nam zostać, rozbić namioty gdzieś niedaleko, iść się wykąpać i jednym słowem - nie wygłupiać się tylko zostać :-)
W pewnym momencie, Ben, wyjął karty a Negahbanowi tylko błysnęły oczy. Jak małemu, przebiegłemu dziecku. Wymyślił na poczekaniu jakąś grę, wytłumaczył jej zasady po persku (?) ale tak, że nawet Reza nie wiedział co i kiedy kłaść ani co i kiedy wygrywa i zaczęło się … :-)
Oczywiście wygrał. Zebrał pod koniec niemal wszystkie karty i dziwił się szczerze, że tak łatwo mu poszło :-)
Wielki Szu.
Bez dwóch zdań :-)
a potem …. a potem to był wspólny obiad na który obaj, raczej szybko i bez oporów dali się zaprosić. Ryż i soja w sosie pomidorowym. Jak gotować ryż „po irańsku” pokazali nam Oni, ale jak ugotować soję w pomidorach po rowerowemu to pokazaliśmy im my ale raczej i tak żaden z nich się nie przyglądał :-)
Czarne niebo, daleko na wschodzie rozświetlała, niczym wojenna, wielka łuna. Tuż za horyzontem rozgorzała woja człowieka z naturą w postaci rafinerii. Wielka, czerwona, pulsująca i na prawdę przerażająca łuna.
Palący się gaz, rozświetlający unoszący się w powietrzy pustynny pył.
Wojna człowieka z Ziemią.
Pozdrawiamy wszystkich chętnych czytania i oglądania.
Piotr S.
Jak zwykle świetne zdjęcia!
Powodzenia w dalszej drodze!!!
08-07-2010
Ozzy
Zdjęcia „drogi” super
czy nie macie obaw przed rozbójnikami…
..na takim pustkowiu
zazdroszczę i … pozdrawiam / i czekam na jeszcze
08-07-2010
Ela
czytania i oglądania nigdy dość! uściski
08-07-2010
cinek88
Ciekawy reportaż na temat gry w karty bez zasad :-)
Najbardziej mi się podoba zdjęcie Ani pchającej rower pod górę.
Powodzenia!
09-07-2010
KRZYSZTOF
Witajcie!
Muszę powiedzieć szczerze, że cholernie lubię te Wasze maile!
Jeżeli chodzi o zdjęcie z Anią, to chciałbym przeleźć przez mój monitor i pomóc udręczonej niemiłosiernie upałem i stromizną dziewczynie, pchającej swojego „wielbłąda”.
Co do tej gry w karty, to piszecie: „Oczywiście wygrał. Zebrał pod koniec niemal wszystkie karty”.Ale, czy jako zwycięzca w nagrodę otrzymał również zebrane karty?
Wszystkiego dobrego i więcej takich obiadków z sympatycznymi ludźmi!
Pozdrawiam serdecznie Krzysztof z Mikołowa
10-07-2010
teresa
wspaniałe zdięcia i fajni ludzie .Trzymajcie się zdrowa pozdrawiam
11-07-2010